Przyjaciele ze studiów zawdzięczają mu wiedzę, że aby odnieść sukces trzeba wziąć los w swoje ręce.

MICHAŁ SOBCZAK OJCIEC I SYN SUKCESU

Na osiągnięcie sukcesu zawodowego często składają się różne czynniki. Ciężka praca, łut szczęścia, poświęcenie, wychowanie czy ludzie, których spotkaliśmy na swojej drodze. O Michale Sobczaku, 34-letnim doktorancie w Katedrze Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego, przyjaciele z czasów studiów mówią, że to właśnie jemu zawdzięczają świadomość, że aby osiągnąć sukces, trzeba wziąć swój los w swoje ręce. Dzisiaj Michał, tak jak przed laty kolegów, namawia swoich studentów, żeby wyjęli nosy z książek i zaczęli poszukiwać w uczelnianym życiu jak największej ilości doświadczeń, które mogą zaowocować praktyczną wiedzą i umiejętnościami.

 

Weronika Chodorek: Ktoś, kto spojrzałby na Pana 4-stronnicowe CV i nie wiedziałby, że należy do tak młodej osoby, mógłby pomyśleć, że skoro ma Pan już tyle za sobą, to prawdopodobnie niewiele przed sobą. W jakim momencie kariery zawodowej jest Pan obecnie?

Michał Sobczak: Myślę, że jednak cały czas na początku. Staram się po prostu korzystać z szans i możliwości, które się przede mną otwierają. Jeśli jednak chodzi o pracę na Uniwersytecie, którą wybrałem jako jedną ze ścieżek swojej kariery zawodowej, to jestem tuż przed obroną doktoratu, a więc jakby nie patrzeć - na samym początku kariery naukowej. Jeszcze dużo możliwości i wyzwań przede mną.

 

WCh: Oprócz pracy na Uniwersytecie Łódzkim jest Pan właścicielem rodzinnej firmy oraz członkiem rad nadzorczych w dwóch przedsiębiorstwach. Czy umiejętność działania na wielu płaszczyznach wyniósł Pan już ze studiów, w trakcie których mocno angażował się Pan w życie uczelni?

MS: Gdy byłem studentem powszechnie mówiło się o tym, że aby zapewnić sobie dobry start na rynku pracy, trzeba robić coś więcej, niż tylko uczestniczyć w zajęciach. Zdobywać praktykę zawodową, wykorzystywać ku temu wakacje, brać udział w szkoleniach czy kołach naukowych. Na początku studiów działałem w organizacji AIESEC, później w Samorządzie Studentów UŁ i Parlamencie Studentów RP. Od zawsze ciągnęło mnie do aktywności społecznej. Dzięki działalności studenckiej mogłem realizować się na tym polu oraz nauczyć się wielu przydatnych rzeczy.

 

WCh: Na przykład jakich?

MS: Przede wszystkim zarządzania kryzysem (śmiech). Samorząd studencki nie jest organizacją profesjonalną, więc często musieliśmy rozwiązywać przeróżne problemy. Dzięki temu teraz potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach. Moja działalność przypadła na czas przyjęcia nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, co wiązało się ze zmianami na poziomie uczelnianym. Pisaliśmy więc regulaminy i statuty, zahaczając o zagadnienia prawne. Dodatkowo dzięki należeniu do Parlamentu Studentów RP miałem okazję uczestniczyć w pracach legislacyjnych na poziomie ogólnopolskim.

 

WCh: Czy zatem działalność w samorządzie i parlamencie studenckim w jakiś sposób ukierunkowała Pana zainteresowania?

MS: Z pewnością, każde doświadczenie nas kształtuje. Natomiast posiadanie zainteresowań zawsze jest naszym atutem. Mam kolegę, który za każdym razem powtarza, że w trakcie rekrutacji nowych pracowników sprawdza, czy dana osoba podczas studiów robiła cokolwiek dodatkowego. Jeśli ktoś działał w jakichś samorządach, kołach czy chociażby harcerstwie to znak, że posiada zapał i po odpowiednim przeszkoleniu będzie potrafił odnaleźć się w każdej organizacji.

 

WCh: Oprócz działalności na uczelni zdobywał Pan doświadczenie również na różnego rodzaju praktykach.

MS: Po drugim roku studiów wyjechałem do Moskwy na kurs języka rosyjskiego. W szkole, do której trafiłem, oprócz mnie uczyli się sami Amerykanie. Miałem więc możliwość podszkolić nie tylko swój rosyjski, ale także angielski. Do dziś wspominam te wyjazdy – do Rosji wróciłem bowiem jeszcze rok później – jako bardzo cenne doświadczenie. Na miejscu poznałem wiele osób i dzięki nim udało mi się dostać na praktyki w Banku Światowym w Moskwie, a w kolejnym roku do Unilever Russia. Z tamtego okresu wyciągnąłem też bardzo ważną lekcję. Gdy chciałem załatwić sobie praktyki na kolejne wakacje, wziąłem w rękę swoje CV, wsiadłem w pociąg i pojechałem do fabryki łódzkiego Atlasa, która znajdowała się jakieś 80km od Moskwy. Na miejscu powiedziałem, że jestem studentem z Polski i chciałbym odbyć praktyki. Przyjęli mnie od ręki i na kolejny rok miałem już wszystko ustalone. Wystarczy trochę odwagi, pewności siebie i chęci do działania.

 

WCh: Co jednak, gdy chęci są, ale pomysłu na siebie brak?

MS: W trakcie studiów pozwoliłem sobie na szukanie swojej drogi zawodowej. Był to okres prób i błędów oraz poszukiwania tego, co mnie interesuje. Wtedy chociażby stwierdziłem, że nie pasuje mi system pracy w korporacji. Jednak mogłem przekonać się o tym tylko dzięki temu, że jeszcze przed wyjazdem do Moskwy odbywałem praktyki w Banku Pekao. Gdyby nie one, być może po obronieniu pracy magisterskiej zacząłbym pracę w korporacji. Dzięki doświadczeniu jakie zdobyłem w trakcie studiów, mogłem uniknąć tego błędu.

 

WCh: Czy studia same w sobie wystarczająco przygotowały Pana do wejścia na rynek pracy?

MS: Przeświadczenie panujące wśród studentów, że studia powinny bezpośrednio przygotowywać do wykonywania określonego zawodu, jest błędne. Niektóre studia zawodowe owszem, jednak chociażby wszystkie kierunki społeczne, powinny dostarczać przede wszystkim pewnych narzędzi, umiejętności myślenia i analizowania danych. To właśnie te umiejętności pozwalają w dorosłym życiu odnaleźć się w bardzo wielu różnych sytuacjach i to nie tylko zawodowych. Moim studentom, niezależnie od rodzaju prowadzonych zajęć, staram się to uświadomić i przemycić pewne dodatkowe treści, mobilizując ich do podejmowania rozwojowych działań. Studia nie wyposażają we wszystko. To, ile z nich wyniesiemy, w ogromnej mierze zależy jedynie od nas samych.

 

WCh: Studiował Pan dwa kierunki, co w ówczesnych czasach wcale nie było zbyt popularne. Skąd taki pomysł?

MS: Pierwszy kierunek, Informatykę i ekonometrię, mimo braku jasno określonego celu zawodowego, wybrałem zupełnie świadomie i z pełną premedytacją (śmiech). Matematyka nigdy nie sprawiała mi trudności. Wiedziałem, że ekonometria to ogólnorozwojowy kierunek, który może dostarczyć mi zdolności analitycznych i umiejętności logicznego myślenia. Z każdym kolejnym rokiem tylko upewniałem się, że była to bardzo dobra decyzja. Po pierwszym roku stwierdziłem jednak, że warto byłoby mieć skończone dwa kierunki. Już na samym starcie na rynku pracy dawałoby mi to pewną przewagę. Okazało się jednak, że wybrane przeze mnie stosunki międzynarodowe nie do końca mi się podobały i nie były dokładnie tym, czego oczekiwałem. Teraz jest łatwiej, ponieważ większość studiów to studia dwustopniowe. Można wybrać studia licencjackie nie do końca trafnie i bardziej świadomego wyboru dokonać wybierając studia magisterskie. Ja mimo wszystko postanowiłam kontynuować studia na dwóch kierunkach. Wynagradzali mi to fajni ludzie, którzy studiowali razem ze mną. Dzięki nim wspominam ten okres bardzo dobrze.

 

WCh: Przy takiej ilości obowiązków miał Pan jeszcze czas na spotkania towarzyskie?

MS: Oczywiście! Podstawą jakiegokolwiek rozwoju zawodowego i otwierania sobie różnych dróg są różnego rodzaju kontakty, jakie zawieramy przez całe życie, a w latach młodości szczególnie. Jest to bowiem właśnie ten czas, w którym rozwijamy swoje umiejętności interpersonalne i w którym rodzą się największe przyjaźni. Później często nie ma już na to po prostu czasu. A nawet w korporacjach system oceniania pracowników zawiera takie informacje, jak dana osoba zachowuje się względem innych, czy dobrze się z nią pracuje i spęcza czas, czy jest pomocna. Co więcej, zdarza się, że korporacje wykorzystują system premiowania swoich pracowników za ściągnięcie do pracy wartościowej osoby. Pewnie większości osób może wydawać się to dziwne, że zatrudnianie po znajomości nie dość, że nie jest piętnowane, to jeszcze nagradzane.

 

WCh: To chyba nasza polska przypadłość. A przecież nie powinniśmy bać się otwarcie mówić o tym, że wykorzystaliśmy jakiś kontakt. Mamy bowiem pełne prawo do tego, aby je wykorzystywać.

MS: Cały świat opiera się na kontaktach. Jeśli ktoś potrafił zbudować wokół siebie sieć kontaktów to znaczy, że ta osoba potrafi współpracować, jest aktywna i przedsiębiorcza. Za kontaktami kryją się przecież bardzo pozytywne cechy. Jeśli ktoś sprawdził się w działalności studenckiej, dobrze się z nim współpracowało przy organizacji konferencji czy juwenaliów, to później zasługuje na to, aby w życiu zawodowym, gdy trzeba zbudować wokół siebie zespół zaufanych ludzi, w pierwszej kolejności zgłosić się właśnie do niego.

 

WCh: Skoro jako student angażował się Pan w działania na rzecz innych, to czy teraz, w dorosłym życiu, planuje Pan zrobić coś dla swojej lokalnej, a być może nawet dużo szerszej społeczności?

MS: Faktycznie, gdzieś ciągle z tyłu głowy towarzyszy mi myśl o działalności społecznej na wyższym szczeblu - być może w ramach działalności politycznej. Jednak jeszcze nie na tym etapie zawodowym. Dużym błędem naszej polityki jest to, że trafiają do niej ludzie, którzy nie mają ustabilizowanej sytuacji finansowej. Przez to są bardziej podatni na korupcję i wpływy, nie mogą pozwolić sobie na niezależność. Z drugiej strony, jeśli ktoś zamożny trafia do polityki, od razu przylepiana jest mu łatka złodzieja. Skuteczny polityk to jednak taki, który może pozwolić sobie na niezależność. Tylko wtedy ma prawo stać się reprezentantem danej grupy i ze spokojem realizować cele, które innym są być może nie po drodze. Dlatego to jeszcze nie mój czas. Najpierw trzeba zdobyć różne doświadczenia, żeby móc je potem z pożytkiem wykorzystać dla całej społeczności, którą będzie się reprezentowało. Czy to na wyższym, czy niższym szczeblu.

 

WCh: Czy to zatem plan na najbliższe lata?

MS: Mam pewne wyznaczone cele i każdego zachęcam, aby spisał sobie swój plan działania. O swoim powiedziałem już i tak wystarczająco dużo (śmiech). Pewne rzeczy lepiej jest zachować dla siebie i zamiast na mówieniu, skupić się na robieniu.